20 lis 2020

Rozdział 27

WARTO PRZECZYTAĆ PRZED ROZDZIAŁEM!!!!
Cześć! Wiem, że zauważyliście, że od drugiego "sezonu", wiadomości dla was piszę pod rozdziałami, jednak jest powód, dla którego tym razem postanowiłam napisać przed rozdziałem: Mam nadzieję, że przeczytacie to co mam wam do powiedzenia, zanim przystąpicie do czytania rozdziału. A mam do poruszenia dość ważne kwestie. 
1. Po prawie dwutygodniowym napadzie weny, dopadł mnie kryzys i nie chodzi o to, że nie chce mi się pisać, nie... Wzrastające z każdym rozdziałem statystyki sprawiają, że mam większą ochotę pisać kolejne rozdziały, jednak jest małe ale... Wejścia mi nic nie dają, ponieważ nie znam waszych opinii i to jest moim problemem. Mam ostatnio poczucie, że poupadam na jakości, że każdy kolejny rozdział staje się coraz gorszym gniotem, a przecież nie o to chodzi, tym bardziej, że to będzie dłuuugie opowiadanie. Dlatego mam do was prośbę: Zostawiajcie po sobie komentarze. Wystarczy kilka słów, czy jedno zdanie, żebym wiedziała, czy jest okej, czy jednak muszę coś pozmieniać w planach co do rozdziałów. Uwierzcie mi, że odzew z waszej strony będzie naprawdę bardzo pomocny! (Możecie również pisać do mnie prywatnie na Instagramie, oraz kto ma możliwość, to na fb).
2. W rozplanowywaniu co ma być w którym rozdziale trafiłam na poważny problem. Mianowicie Sezon 1 miał 20 rozdziałów, w drugim sezonie na pewno się nie zmieszczę w 20 rozdziałów, jak to będzie 25-30 to będzie dobrze, a sezon 3 planowany jest na 10-15 rozdziałów i... Zauważyłam, że zatrzymuje mnie błędne nazewnictwo tego, co chcę zrobić. Rozkładanie opowiadania na tzw. "Sezony" pomaga mi w lepszym zaplanowaniu który wątek, w której części opowiadania ma się pojawić i dlatego długo próbowałam ścisnąć sezon drugi w jak najmniejszej ilości rozdziałów powyżej dwudziestu, ale... Za dużo ma się dziać i albo musiałabym pisać rozdziały na 10-15 stron (Wierzę, samej mi by się nie chciało tego czytać, tym bardziej, że każdy rozdział czytam po kilka razy), albo właśnie... Nie przejmować się ilością rozdziałów. I doszłam to pewnego "pięknego" wniosku, że "Sezony" są w telewizji, w serialach, gdzie np. jeden sezon ma po 12 odcinków po 45 minut, a książki przecież są wydawane w TOMACH! I tomy już są różne, niektóre są dłuższe, niektóre krótsze, w zależności co się w danym tomie ma znaleźć. I to właśnie był mój błąd, który mnie zatrzymał. Dlatego, nazewnictwo zostawię, bo jakoś lepiej dla mnie brzmi, żeby opowiadanie rozdzielić na "Sezony", niż na "Tomy", jednak też chciałabym poznać waszą opinię na ten temat. Ponieważ to można zmienić, nie ma problemu, ale chcę wiedzieć, czy zgadzacie się, żeby na tzw. "Sezony" patrzeć z przymrużeniem oka, jeżeli chodzi o ilość rozdziałów w poszczególnych sezonach (tomach). 
3. Na koniec zostawiłam chyba najgorszą wiadomość. Wiecie, że pilnuję regularności jak mogę. Od dłuższego czasu nie było przerwy w dodawaniu rozdziałów. Jednak chciałabym uprzedzić, że w najbliższych tygodniach może nastąpić przerwa. Bardziej to możliwe, że po następnym rozdziale, ale o tym was poinformuję, oraz nie wiem ile ta przerwa potrwa (tydzień, dwa maksymalnie). Z powodu kryzysu nie tylko tego "twórczego", chciałabym dać sobie więcej czasu na rozplanowanie większej ilości rozdziałów, bo robi mi się już mały mętlik, no i oczywiście chciałabym przygotować sobie kilka rozdziałów, żeby na bieżąco je dodawać i mieć spokojnie czas na dalsze planowanie i pisanie, ponieważ jak wspominałam, mam pewien pomysł na drugi sezon i wiele wątków do zrealizowania, które muszą się pojawić właśnie teraz. Jeżeli je przesunę na później, to już nie będą miały sensu. Ale możliwe, że jak dobrze pójdzie, to tej przerwy nie będzie, ale o wszystkim będę was informować w rozdziałach (dlatego warto czytać, to co piszę pod rozdziałami)
Ok. koniec mojego ględzenia. Mam nadzieję, że miło mnie zaskoczycie i jednak przeczytacie tym wywód. Pamiętajcie o trzech MEGA WAŻNYCH rzeczach:
-Zostawiacie po sobie komentarze z opiniami! (Mogą być anonimowe)
-Dajecie mi znać co uważacie o nazewnictwie, czy mają zostać "Sezony", czy jednak wolicie, żeby zmienić to na "Tomy"
-Może nastąpić PLANOWANA przerwa w dodawaniu rozdziałów, ale będę was informować.


Miłego czytania :3

 Rozdział 26: 
           ...Jeszcze chwilę szli przez park. Gdy Kouyou w końcu się zatrzymał, oczom Anett ukazało się ogromne lodowisko. Zaskoczona spojrzała na mężczyznę, cicho chichocząc pod nosem. 
-Nie spodziewałaś się, prawda? -Zapytał brunet, obejmując mocniej kobietę.  
-A czy przy tobie mogę się spodziewać czegokolwiek? -Odpowiedziała Anett, obserwując, jak Kouyou stanął przed nią, ponownie ją obejmując. -Na przypale, albo wcale. -Powiedziała po polsku, cicho się śmiejąc. 
-Masz rację... -Kouyou spokojnie odpowiedział, jednak Anett zrobiła duże oczy. Czy Ona właśnie się przesłyszała? Nie dość, że zrozumiał, co powiedziała, to jeszcze jej odpowiedział. 
-No, Panie Takashima. Pan i język polski? -Tym razem postanowiła wrócić już do japońskiego. 
-Nie było Cię dwa miesiące, a pragnę Ci przypomnieć, że twoim tłumaczem jest mój kuzyn. -Kouyou się wyszczerzył, ukazując jej swoje zęby.  
-Już sobie wyobrażam minę Takao, jak oświadczyłeś mu, że chcesz się uczyć tego jakże trudnego języka. -Anett pokiwała głową, patrząc w bok. Wróciła wzrokiem na mężczyznę, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej, gdy Kouyou objął ją mocniej.  
-Mogę Cię zapewnić, że był mniej zaskoczony, niż ty. -Po tych słowach, Uruha krótko musnął jej wargi swoimi. Szybko ujął jej dłoń i pociągnął za sobą.  
Po niedługim czasie oboje znaleźli się na lodzie. Ku zaskoczeniu gitarzysty, to On przez pierwsze kilka minut radził sobie gorzej.  
-Dawno nie jeździłeś, co? -Usłyszał głos szatynki, gdy ta ponownie przejechała obok niego. Jednak zaraz ją dogonił. Przez chwilę nawet się ścigali, zanim większa liczba osób zebrała się na lodowisku.  
-No to powiesz mi, jak to jest z tą gitarą? Nie uwierzę, że okłamałaś mnie w takiej kwestii bez powodu. -Zapytał Kouyou, chwytając kobietę za rękę, a ujmując delikatnie jej dłoń, zwolnił tempo jazdy.  
-Nie, bo będziesz się ze mnie nabijał. -Anett zaraz poczuła ciepło na swoich policzkach, czyli znowu się zarumieniła. Uruha nagle się zatrzymał, obejmując szatynkę.  
-Nie będę, obiecuję. -Powiedział szeptem, patrząc kobiecie w oczy. Anett zamyśliła się na chwilę, zagryzając dolną wargę, po czym objęła go w szyi. 
-Wiem, to głupie, ale to był idealny sposób na to, by spędzić z tobą więcej czasu. -No, takiej odpowiedzi Kouyou się nie spodziewał. Przez chwilę patrzył na nią zaskoczony.  
-To nie było głupie, tylko genialne. Bo ja robiłem to z tego samego powodu. -Powiedział z uśmiechem, po czym ponownie musnął jej wargi. 
-Kochanie, mieliśmy nie rozrabiać. -Stwierdziła Anett, spoglądając mu w oczy.  
-Ale ja jeszcze nie zacząłem rozrabiać. -Kouyou niemal natychmiast przywarł do jej ust w czułym pocałunku. Anett nie wahała się ani chwili, czy powinna odwzajemnić pieszczotę. Oboje zatonęli w pocałunkach, w ogóle nie przejmując się tym, że stoją na środku lodowiska i że ktoś może ich rozpoznać. W ogóle nic poza nimi nie było teraz istotne, tak jakby cała reszta nie istniała. Na ziemię powrócili, gdy jakieś rozpędzone dziecko po prostu na nich wpadło, przewracając się. Anett i Kouyou odsunęli się od siebie cicho się śmiejąc, a zaraz pomogli kilkulatkowi stanąć na nogi.  
 
          Skończył pracę później. Zespół już skończył na ten dzień, a Oni jeszcze siedzieli, sprawdzając pierdyliant kabli i kabelków. Dobrze wiedział, czym miał się zajmować i odpowiadała mu ta praca. W dodatku był blisko Anett i Kouyou, ale na jego drodze do pełni szczęścia pojawiła się Katherine. Oboje wzajemnie za sobą nie przepadali. Krystian wiedział, z jakiego powodu czerwonowłosa nie pałała do niego sympatią, zresztą, nikogo kto kiedykolwiek skrzywdził Anett nie lubiła. A on nie miał ochoty się płaszczyć przed wielce królową. No ale kobiety się przyjaźniły, w sumie były dla siebie jak siostry no i... Rin nigdy nie opuściła An, nigdy nie zostawiła jej bez słowa na kilka lat.  
Postanowił wrócić do domu przez park, by pozbierać myśli. Dopiero co wrócił do Japonii, nie miał okazji, żeby spotkać się i pogadać z Kouyou o tym, co działo się między przylotem Anett, a jego. Próbował się dodzwonić do mężczyzny, ale bezskutecznie, jedynie kątem ucha coś w ciągu dnia usłyszał, że gitarzysta wieczorem jest zajęty. Anett też była zajęta, ale to pewnie było spowodowane przybyciem złej wiedźmy Rin. Nawet nie spodziewał się, jak bardzo się mylił. Właśnie jego oczom ukazało się lodowisko. W sumie, luty, śnieg, zimno... Zamyślił się podchodząc bliżej, ponieważ droga do mieszkania jego wujka przechodziła właśnie obok tego lodowiska. Nagle rozpoznając dwie znajome twarze, oparł się o barierkę, ale tak, by Ci go nie zauważyli. Dokładnie widział, jak Kouyou zatrzymał Anett, obejmując ją, a później przywarł do jej ust. Z zazdrością obserwował, jak się obściskiwali, w ogóle nie przejmując się tym, co dzieje się wokół. Ale nie był zazdrosny o Anett, czy coś z tych rzeczy, nie. Był zazdrosny z powodu ich szczęścia. Fakt, był zły, że nikt z owej dwójki nie raczył mu się przyznać, że są razem, ale może po prostu to przez brak okazji. Kouyou ją kochał, co było widoczne dla szatyna w każdym jego, nawet najmniejszym ruchu, a skoro są razem, to znaczy, że są szczęśliwi. Powoli się odsunął i ruszył dalej w drogę powrotną, rozmyślając nad tym, że gdyby świadomie nie wpadł w szemrane towarzystwo, wszystko wyglądało by inaczej. Pewnie nie byłby z Anett, w końcu wolał facetów, ale nie sprowadził by jej do Japonii i nie spełniał jej marzeń, pchając ją w ramiona gitarzysty.  
Kiedy dotarł do domu, rzucił swoje rzeczy w kąt i już chciał się udać do swojego pokoju, ale zatrzymał go głos jego wujka.  
-I jak tam? -Mężczyzna wyjrzał z kuchni na swojego siostrzeńca. -Wyglądasz bardziej na przybitego.  
-Nie chodzi o pracę, jeśli to masz na myśli. I nie, też nie wpakowałem się w kłopoty. -Odpowiedział szatyn, podążając za wujkiem, który wrócił do kuchni.  
-No tak, gdybyś miał kłopoty, to mógłbyś się pożegnać z tą pracą. Chociaż do pakowania się w kłopoty to masz nadzwyczajny talent. -Mężczyzna się zaśmiał. 
-Wiem o tym. Jedynie Aneta trzyma mnie od nich z daleka. -Mówiąc to, Kris usiadł na kuchennym blacie.  
-A właśnie. Co u niej? Nie powiem, dziewczyna ma talent i niewyobrażalnego farta, pewnie jest teraz rozchwytywana przez media. -Słysząc pytanie, Krystian zamyślił się na chwilę, a przed oczami nadal miał obraz z parku.  
-U niej chyba lepiej niż dobrze. Wujku, powiedz mi... Jeżeli dwójka bliskich mi osób coś przede mną ukrywa, ale ja o tym wiem... Powinienem im o tym powiedzieć, czy raczej poczekać, aż sami się przyznają? Racja. Dzisiaj po prostu nie było okazji, by z żadnym z nich porozmawiać. 
-Aneta i Kouyou? Można było się tego spodziewać. -Stwierdził mężczyzna, podając młodszemu puszkę z piwem. -Poczekaj. Przyjdzie moment, że sami Ci powiedzą, teraz pewnie chcą nacieszyć się sobą.  
-Taa, to na pewno, skoro w ogóle nie przejmują się tym, że obściskują się w miejscu publicznym, gdzie byle hiena może ich rozpoznać. Ale to już ich życie. -Kris zeskoczył w blatu i dzierżąc w dłoni puszkę udał się do swojego pokoju.  
 
          Jeszcze przez dwie godziny spacerowali po parku, a tematy do rozmów im się nie kończyły. Chociaż z tym nigdy nie mieli problemu. Mogli by się tak włóczyć po mieście godzinami, jednak Kouyou wolał nie przesadzać. Jak Anett znowu się rozchoruje, to tym razem będzie jego wina. Może jak się rozciepli, to wyciągnie tego włóczęgę na nocną eskapadę po Tokyo. Takim spokojnym krokiem dotarli w końcu do jego domu. Zaraz pobiegł do kuchni, by przygotować ciepłą herbatę, chociaż Anett tak słodko wyglądała z zarumienioną od zimna twarzą. Niedługo wrócił do siedzącej w salonie kobiety i podając jej kubek, usiadł obok niej.  
Szatynka od razu upiła łyk herbaty, której ciepło od razu zaczęło rozgrzewać ją od środka. Ukradkiem spoglądała na Kouyou, próbując opanować myśli. W końcu są sami, w jego domu, Temari na noc nie wróci, ale czy powinna tak po prostu wykorzystywać sytuację?  
-Kouyou...- Zaczęła Anett, odkładając kubek na stojący przed nimi stolik. -A powiesz mi w końcu, co od kilku dni tak Cię martwi? Najpierw myślałam, że chodzi o sprawę z Noritoshim, jednak teraz widzę, że to coś innego. -Wokalistka, obracając głowę w jego stronę, obserwowała, jak ten delikatnie uśmiechnął się pod nosem. Następnie objął ją ramieniem, zbliżając swoją twarz do jej.  
-Kochanie, póki jesteś obok, niczym się nie martwię. -Uruha cicho wyszeptał, patrząc w te jej piękne, lodowato błękitne tęczówki. Zaraz złożył na jej wargach pocałunek i nie musiał długo czekać na reakcję drugiej strony. Po chwili, gdy ich pocałunki były już o wiele głębsze, pozwolił, by Anett się położyła, pochylając się nad nią. Niechętnie odsuwając się od jej ust, schował twarz w zagłębieniu jej szyi, by wargami delikatnie skubać jej skórę, a dłonią powoli przesunął po jej udzie.  
Anett całkowicie się tego nie spodziewała. Nie, nie tego co zrobił Kouyou, tylko tego, że wydarzenia z bankietu automatycznie do niej wrócą. Przecież Noritoshi zadziałał tak samo i mimo, że wiedziała, że jest bezpieczna, ogarnął ją strach. Zaraz ułożyła dłoń na torsie gitarzysty, ale nie zdążyła nic powiedzieć, gdy rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.  
-Jak to Kris, to przysięgam, że tym razem nie przeżyje. -Warknął Kouyou z niezadowoleniem i od razu wstał. Poprosił Anett, żeby ta chwilę zaczekała, a sam zszedł na dół zobaczyć, kto miał czelność mu przeszkodzić w takiej chwili. No jak to kto? Przecież tylko Kris miał tak idealne wyczucie czasu.  
Oj jak bardzo się mylił. Zdecydowanym ruchem otworzył drzwi, niemal gotując się ze złości, jednak to, kogo zobaczył sprawiło, że szczęka mu opadła. 
-Miko? Co ty tutaj robisz? -Kouyou zaskoczony wpuścił blondynkę do środka, ale zatrzymał ją przed wejściem na schody.  
-Nie odzywasz się od prawie tygodnia, a chyba mam prawo wiedzieć na czym stoję. -Słysząc jej słowa, Uruha zagryzł wargę. Fakt, obiecał jej, że jak sobie wszystko przemyśli, odezwie się do niej.  
-Miko... Nie jestem sam, a ty i Kris macie normalnie idealne wyczucie czasu. -Mężczyzna warknął, chcąc dać blondynce do zrozumienia, że lepiej jakby wyszła. Ta jedynie skrzyżowała ręce na wysokości swoich piersi, spoglądając ukradkiem w dół. 
-Oj, przeszkodziłam Ci w zaciągnięciu twojej dziewczyny do łóżka? Jak mi przykro. -Miko zmrużyła powieki, patrząc na mężczyznę.  
-Ekhem... Masz rację, lepszego momentu nie mogłaś sobie wybrać. -Kouyou doskonale widział, gdzie wzrok Miko sięga i tak, był cholernie pobudzony, szczególnie jego przyjaciel na dole. Tylko jak miał się pozbyć natręta w postaci blondynki? Przecież nie wyrzuci jej tak po prostu za drzwi.  
-Czyli jeszcze jej nie powiedziałeś. -Stwierdziła Miko, nie dając za wygraną. Wiedząc, że szatynka jest na górze i pewnie wszystko słyszy, postanowiła w kilku słowach zniszczyć ich “piękny” związek. -Kiedy zamierzasz jej powiedzieć o naszym dziecku? Kiedyś w końcu sama się domyśli, jak już będzie widać i no kiedyś w końcu to dziecko będzie musiało być dla Ciebie ważniejsze od niej... 
           Kiedy gitarzysta zszedł na dół, Anett sięgnęła po kubek. Upijając łyk herbaty, niemalże się nie zakrztusiła, słysząc, że to Miko postanowiła ich nawiedzić. Kiedy oboje stanęli przy schodach, Anett będąc na górze w salonie, do którego w sumie od razu się wchodziło po pokonaniu schodów, słyszała wyraźnie każe słowo przez nich wypowiedziane.  
-Czyli jej jeszcze nie powiedziałeś. -Te słowa blondynki nasunęły Anett myśl, że mężczyznę naprawdę nic nie martwiło, po prostu coś przed nią ukrywał, jednak to, co powiedziała później sprawiło, że w oczach szatynki pojawiły się łzy. Kouyou i Miko spodziewają się dziecka i nic jej o tym nie powiedział? Bez zastanowienia zerwała się z miejsca, zbiegając na dół. 
-Chyba macie do pogadania. -Rzuciła Anett, chwytając na swoje rzeczy i nie dając Kouyou dość do głosu po kilku sekundach wyszła. Płaszcz ubrała, dobiegając do furtki. Słyszała jak gitarzysta wołał za nią, nawet próbował ją dogonić, ale nie reagowała. Ciągle w głowie miała słowa blondynki.  
Do domu wróciła taksówką, całą drogę starając się, by nie uronić ani jednej łzy. Cały czas nad tym myślała. Przecież Kouyou i Miko byli razem, byli nawet zaręczeni, ale ta myśl, że Oni...  
Gdy weszła do mieszkania, zaraz podskoczyły do niej dziewczyny, z ciekawością w głosach wypytujące o spotkanie. Jednak szybko zauważyły jej smutną minę. 
-An-chan. Co się stało? -Zapytała Rin, zatrzymując przyjaciółkę, gdy ta kierowała się do swojego pokoju. 
-Długa historia. -Odpowiedział Anett bez przekonania. 
-No, teraz to już nie masz wyjścia. -Dodała Rin, ciągnąc szatynkę w stronę kanapy w salonie.  
 
          Kouyou wybiegł za szatynką, ale ta nie reagowała. Znając ją, wolał, żeby wróciła do domu. Przecież taka wiadomość musiała nią wstrząsnąć, a jeszcze będzie musiał jej wyjaśnić, dlaczego nie powiedział jej wcześniej. Wrócił do domu i razem z Miko udali się na górę do salonu. 
-Musiałaś to powiedzieć. Wiedziałaś, że usłyszy! -Krzyknął Kouyou, chociaż starał się jak mógł zachować spokój.  
-A ile jeszcze chciałeś to przed nią ukrywać? Przecież sama by się w końcu zorientowała, że coś się dzieje. -Miko nie ukrywała, że taki obrót sytuacji jej odpowiadał. Wiedziała, że mimo wszystko, relacja między tą dwójką jest nieco... Skomplikowana, że wystarczy jedna iskra, która to wszystko zniszczy. A Miko postanowiła nie zostawiać tego w spokoju. Okej, jak chcą, niech będą razem, w to nie chciała ingerować. Chciała tylko, żeby Kouyou pogodził się z faktem, że będzie ojcem, czy mu się to podoba, czy nie. 
-Posłuchaj. Chciałem stworzyć odpowiedni moment. Żeby Anett wierzyła, że ją kocham i że jej nie zostawię. Najdłużej dwa, trzy dni i bym jej powiedział, bez niedopowiedzeń, bez zbędnych emocji, ale to spieprzyłaś. Zresztą, jak całą cześć mojego życia, w której jesteś. -Kouyou bezsilnie usiadł w fotelu, łokcie opierając na kolanach. -Wiesz co masz wspólnego z matką Temari? Że obie ubzdurałyście sobie, że zostawię własne dziecko. Ale tobie nie pozwolę na to, nie odbierzesz mi go. -Ostatnie słowa wręcz wysyczał, patrząc na nią spod przymrużonych ze złości powiek.  
-Kouyou, ale to nie tak... -Zaczęła blondynka, ale mężczyzna zaraz jej przerwał: 
-Racja. Ty nie potrafiłabyś sfingować śmierci własnego dziecka. -Te słowa jeszcze przez chwilę docierały do Miko, która szerzej otworzyła oczy. 
-Kouyou, o czym ty... -Nadal nie wierzyła w jego słowa, bo... Przecież jak? 
-Nie pytaj o szczegóły, bo sam ich nie znam. Ale przez siedemnaście lat żyłem z świadomością, że moja córka nie żyje. Jak Kiyomi to zrobiła, nie wiem. Ale powiedziałem, że Ci pomogę, na tyle ile będę mógł. To, że kocham Anett i to z nią jestem, nie znaczy, że zostawię to dziecko. Teraz powinnaś rozumieć, dlaczego chciałem jej na spokojnie to wyjaśnić i w odpowiednim momencie. Anett zna więcej szczegółów historii z Temari, wie, jak było i jak jest. Dlatego tym bardziej będzie to dla niej trudne. -Kouyou zakrył twarz dłonią, wyobrażając sobie już, co się będzie działo, jak spotka się z ukochaną.  
-Jedź do niej. Najlepiej od razu. -Rzuciła Miko wstając. Bez słowa udała się w kierunku schodów, a chwilę później usłyszał zamykające się za kobietą drzwi. Tym razem blondynka miała rację, nie powinien czekać. Już po krótkiej chwili siedział w samochodzie, jadąc w kierunku centrum miasta. Miał tylko nadzieję, że szatynka będzie chciała z nim rozmawiać i na spokojnie go wysłucha.  
 
          -...No i jak tak siedziałam, to usłyszałam, że Miko jest z nim w ciąży. -Anett skończyła opowiadać przyjaciółką o tym wszystkim co działo się między nią, a Kouyou od kiedy przyleciała do Tokyo te pięć miesięcy temu. Upiła łyk swojego ulubionego piwa, kierując wzrok w stronę sufitu.  
-Co za dupek... -Warknęła Katherine. 
-Wiedziałam, że to powiesz, a Gigi stwierdzi, że przecież to Uruha. Wisicie mi dwie stówy. -Powiedziała spokojnie Anett, z racji tego, że na samym początku rozmowy, dziewczyny założyły się, jak zareagują, kiedy szatynka opowie im o wszystkim. Nagle usłyszały charakterystyczny dźwięk przekręcania klucza w zamku drzwi.  
-Cholera. Mnie tu nie ma. Nie wróciłam, nie wiecie, gdzie jestem. -Rzuciła wokalistka i zabierając ze sobą butelkę trunku uciekła do swojego pokoju. Kouyou w tym czasie, jak gdyby nigdy nic wszedł do pokoju. 
-Ej, a ty to tak zawsze wchodzisz jak do siebie? -Rzuciła Rin, próbując zatrzymać gitarzystę na dłużej w salonie. 
-Em... Bo wchodzę do siebie? To moje mieszkanie Kathy. A to kto? -Kouyou wskazał wzrokiem na Gabriele, która patrzyła na niego, z oczami jak pięć złotych, powoli zbierającą szczękę z podłogi. -Nie ważne. Wiem, że Anett jest, słyszałem ją. -Po tych słowach podszedł do drzwi prowadzących do pokoju szatynki, jednak... Były zamknięte. “W końcu jestem u siebie, co nie?” Pomyślał, kierując się do sypialni. Pamiętał o przejściu między szafami, w końcu sam był pomysłodawcą takiego rozwiązania, co było dla niego mega wygodne, gdyby ktoś właśnie miał zamiar się zamknąć 
 w drugim pokoju.  
          Anett usiadła na łóżku, dopijając alkohol, a po jej policzkach powoli spływały łzy. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy drzwi szafy się rozsunęły. Ale nawet chciała się zaśmiać, kiedy Kouyou przeklinając pod nosem na pudła pozostawione w tym przejściu, wyłonił się z wnętrza szafy.  
-Niepotrzebnie uciekłaś kochanie. -Kouyou usiadł obok niej. -Powinniśmy pogadać, bo to nie tak jak myślisz... 
-A skąd wiesz, co ja myślę?! Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? -Anett spojrzała na niego ze łzami w oczach.  
-Kochanie, wiem, że myślisz, że się nie zabezpieczałem, ale się mylisz. To bardziej skomplikowane. A chciałem Ci powiedzieć w bardziej odpowiednim momencie... 
-Aa, tak! Najpierw chciałeś mnie na legalu przelecieć, a potem oznajmić, że z Miko spodziewacie się dziecka! Nie no, świetny plan! -Anett, aż musiała wstać. Cała w środku wręcz się zagotowała. Kouyou również wstał, obejmując kobietę mocno, by ta mu się nie wyrwała.  
-Nawet nie wiesz jak się mylisz kochanie. Seks nie jest najważniejszy, najważniejsze jest, żebyś była blisko. Bez Ciebie nie dam sobie z tym rady. Nienawidzę jej za to co zrobiła, ale dziecko nie jest niczemu winne. Zrozum, z premedytacją mnie w to wrobiła, jak jeszcze byłem z nią. -Gitarzysta dokładnie obserwował twarz kobiety. Ta nagle uciekła wzrokiem w bok, zaciskając wargi, a złość na jej twarzy ustąpiła zdziwieniu. 
-Jak to z premedytacją? -Zapytała Anett, powoli się od niego odsuwając, na co w końcu jej pozwolił.  
-Dostała się do moich prezerwatyw, a przemycenie jakieś igły czy czegoś podobnego nie jest trudne. -Na jego słowa, Anett wręcz się zaśmiała. 
-Przecież to jest zachowanie z liceum. Musiała przecież myśleć o konsekwencjach. -Anett z tymi słowami, ponownie usiadła na łóżku, plecami opierając się o ścianę.  
-Może i myślała, to już nieistotne. -Kouyou usiadł obok niej i objął ją ramieniem. 
-Co chcesz z tym faktem zrobić? -Zapytała wokalistka, spoglądając na niego kątem oka.  
-Postanowiłem, że urodzi to dziecko... 
-Ale to wszystko komplikuje, szczególnie między nami. -Wtrąciła szatynka szeptem. 
-Wiem, że ty tak to widzisz, ale między nami to nie komplikuje niczego. Po prostu będę jej pomagał, ale obiecuję, że to co jest między nami na tym nie ucierpi. Anett... Ja chcę, by miała nauczkę. Gdybym się zgodził na to, żeby usunęła tą ciążę, wyszła by z tego zwycięską ręką, a tak już do końca życia będzie sobie pluła w twarz za swoją głupotę. -Uruha spojrzał na nią wzrokiem pełnym zmartwienia. Nastała chwila ciszy, a mężczyzna już czuł charakterystyczny ból w sercu. Opuścił głowę, zaciskając wargi. Przecież nie mógł jej zapewniać, że ją kocha, to by nic nie dało. A jednak powoli zbliżał się ich koniec. 
-Kyu... Wiesz, że dobro tego dziecka jest dla nas obojga ważne... -Anett zaczęła szeptem. -Dlatego my... 
-Nie kończ, błagam. Nie zgadzam się. -Kouyou spojrzał na nią. -Ja do Miko nie wrócę, nawet ze względu na dziecko. Kocham Ciebie i to z tobą chcę być, nie pozwolę Ci odejść. -Delikatnie ułożył dłoń na policzku kobiety. W jej oczach był niewyobrażalny smutek. Czyli naprawdę chciała to zrobić, naprawdę chciała od niego odejść. -Dlatego nie chciałem Ci mówić teraz. Damy sobie z tym radę, ale razem.  
-A jakbyś się poczuł, gdybym Ci powiedziała, że jestem w ciąży z Akirą? I nie wmawiaj mi, że to inna sytuacja. -Po tych słowach Anett zacisnęła szybko powieki, spod których wypłynęły kolejne łzy. Kouyou doskonale ją zrozumiał. Powoli wstał, tylko po to, by kucnąć przed szatynką. Delikatnie ujął jej dłonie.  
-Anett, ja to rozumiem. Ale to nie zmienia faktu, że kocham Ciebie... 
-Ale Ona już zawsze będzie między nami, a ciąża i dziecko da jej wiele pretekstów, żeby nas skłócić. Ja tak nie mogę. -Kobieta mu przerwała, patrząc mu w oczy.  
-Chociaż spróbuj. Ja się nie poddam, nie pozwolę Ci tak po prostu odejść. -Zapewnił gitarzysta, szukając w głowie jakiegokolwiek sposobu, by zatrzymać Anett przy sobie.  

2 komentarze:

  1. No no no
    może do Krisa dotrze że nie jest pępkiem świata i nie musi być wszędzie pierwszy >.> niech się zajmie swoim życiem a nie cudzym

    a ta Miko... nie ma słowa które opisze jak bardzo mnie ta baba irytuje
    czuję że to dopiero początek kłopotów z tą siksą

    co do sezonów czy tomów - mnie to jedno, nazywaj to jak chcesz i tak wiem o co chodzi xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za różnica sezon czy tom :P nikt nie zwraca na to uwagi, ważna jest treść opowiadania:D
    Kris i Miko idealnie by do siebie pasowali, obydwoje tak samo irytujący:P tak czy inaczej mam cicha nadzieje, ze Aneta nie zostawi Uruhy a jak już, to za chwile do siebie wroca :D

    OdpowiedzUsuń